reklama

Biegł z olimpijskim ogniem

Opublikowano: 25 lipiec 2012, 11:12 Kategoria Aktualności
olimpiadasztafetaLondyn
Ten artykuł przeczytasz w 2 - 4 min.

Mariusz Czerkawski, Artur Partyka, Jasiek Mela, Przemysław Babiarz, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Michał Żebrowski i Beata Pawlikowska. Razem z nimi także 18 wybranych osób. Wśród nich także on, Krzysztof Kaczyński z Garwolina. Udział w sztafecie olimpijskiej był niewątpliwie jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. Takim, które zapada w pamięci na zawsze.

Justyna Dybcio: Jakie to uczucie pobiec w sztafecie olimpijskiej? Jakie emocje towarzyszyły temu biegowi?

Krzysztof Kaczyński: Trudno to opisać słowami. Kiedy wysiada się z autobusu już z pochodnią, wtedy dochodzi do Ciebie, że to się dzieje naprawdę, że właśnie jesteś częścią czegoś tak niezwykłego, tak wielkiego. Ilość ludzi, która przyszła Cię oglądać jest nie do wyobrażenia, traktują Cię jak swojego idola czy gwiazdę, wszyscy są niezwykle życzliwi: uśmiechają się, chcą sobie z Tobą zrobić zdjęcie, albo przynajmniej dotknąć.
reklama


Sam bieg jest bardzo długi, przynajmniej tak się wydaje, pomimo tłumów wiwatujących jesteś Ty, pochodnia i ogień olimpijski, który właśnie niesiesz, który ma nie zgasnąć. Dla mnie mocno stresujące było to, by go donieść. Tysiące wirujących myśli - oby wiatr za mocno nie powiał, a może ja za szybko biegnę, oby nic się nie wydarzyło, aby donieść ogień do celu. Koniec nastąpił zaledwie godzinę później, wydaje się, że tego tak naprawdę nie było, że był to tylko piękny sen na jawie, wydarzenie, które nigdy nie miało miejsca. Teraz, gdy emocje już troszkę opadły powoli dociera do mnie, co my tak naprawdę zrobiliśmy. Z ilością otrzymanych smsów, odebranych telefonów, gratulacji, uścisków i słów ?wiesz byliśmy z Was dumni" dociera do mnie że staliśmy się częścią sportowej historii, byliśmy jednymi z 8000 szczęśliwców z 7 mld ludzi.

JD: A jak ten dzień wyglądał od strony ?technicznej??

KK: Trafiłem do grupy sztafeciarzy - Torchbearerów biegnących 21 lipca. Dystans 440 yardów rozpoczynał się Newham (London Borough) na St George's Square, biegł wzdłuż Green Street B167, kończąc się w Westbury Terrace. Cała procedura rozpoczęła się o godzinie 7.30 na spotkaniu w punkcie zbiórki, gdzie wręczono nam stroje oraz udzielono instruktażu odnośnie przebiegu trasy, ?pocałunku? ? przekazania znicza między uczestnikami, środków bezpieczeństwa oraz zaprezentowano cały zespół biegnący tego dnia. Każdy z uczestników biegu miał przydzielony numer, według którego wysiadał na trasie biegu. Byłem 54 Torchbearem tego dnia, a to oznaczało, że na swoją kolej będę musiał trochę poczekać. Następnie był wyjazd z punktu zbiórki na trasę biegu, podczas którego dołączały do nas kolejne pojazdy ? policja, pojazdy sponsorów, zabezpieczenie techniczne, tworząc konwój pochodni olimpijskiej. Oczekiwanie trwało blisko pięć godzin. Moja kolej nadeszła około godziny 12.10, byłem gotowy do biegu, w dłoni ściskałem pochodnię?

JD: Ciężka była?

KK: Pochodnia na tegorocznych igrzyskach olimpijskich ma wagę 800 gramów i przejdzie do historii jako najlżejsza pochodnia olimpijska. Ma ona 80 centymetrów długości i 8 tysięcy otworów, które symbolizują 8 tysięcy mil, które pokona 8 tysięcy osób biegnących z tą pochodnią. Trójkątny kształt ma uzasadnienie historyczne, ponieważ symbolizuje Igrzyska Olimpijskie, które odbyły się w Londynie trzykrotnie ? 1908, 1948 i 2012 roku. Trójka pojawia się też w motcie Igrzysk Olimpijskich, które brzmi: ?Sport, edukacja i kultura?.

JD: A jaka była atmosfera wokół?

KK: Pierwsze co mnie zdziwiło to ilość osób oglądających całe wydarzenie. Były tam tłumy ludzi, którzy czekali na mnie - swojego reprezentanta - jak mnie nazywali. Czekali z aparatami, piciem, jedzeniem i niesamowitą mocą, energią, która od nich biła. Byli doskonale przygotowani ? wiedzieli kim jestem, skąd przyjechałem czym się zajmuję, prosili o zdjęcia i możliwość dotknięcia pochodni olimpijskiej. To bardzo pozytywnie mnie nakręciło.

Ogień olimpijski przejąłem od Jeremy?ego Webba. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, przybiliśmy ?piątki? i złączyliśmy nasze znicze. Technik odkręcił zawór z gazem i w tym momencie zaczął się ?My moment to shine?.

JD: Te igrzyska będą na pewno wyjątkowe, mimo że wrócił Pan już z Londynu

KK: Oglądanie ceremonii wniesienia ognia na stadion olimpijski, będę traktował jako osobiste déj? vu, ponownie pojawi się uśmiech, mocno ścisnę pochodnię olimpijską, która de facto przyleciała z Nami do Polski i obecnie otrzymała honorowe miejsce w moim domu. Stanę myślami gdzieś pośród polskich siatkarzy ponieważ czuję, że także dzięki mnie ogień dotrze tam na inaugurację igrzysk. Nie spodziewałem się, że przez 4 dni aż tak można związać się emocjonalnie z tyloma wspaniałymi ludźmi.

Na zakończenie chciałem bardzo serdecznie podziękować firmie SAMSUNG, bez której moja magiczna podróż życia nigdy by się nie odbyła. Zachęcam także wszystkich, aby pomagali dzieciom wyjechać na wakacje poprzez pobranie aplikacji Samsung Hope Relay. Mechanizm bezpłatnej aplikacji Hope Relay jest bardzo prosty. Wystarczy zainstalować ją na swoim smartphone?ie i rozpocząć bieg. Dzięki technologii GPS, która rejestruje nasze położenie, po przebiegnięciu 1 kilometra każdego dnia, Samsung przekaże 1 złotówkę na wakacyjny wyjazd podopiecznych z fundacji SOS Wioski Dziecięce. Aplikacja rejestruje aktualne osiągnięcia, a użytkownik ma stały dostęp do swoich wyników. Dodatkowo każdy może wgrać swoje zdjęcie, które zostanie przekształcone na spersonalizowanego avatara z pochodnią olimpijską.

fot. Samsung


Dodaj komentarz

Dodaj komentarz
reklama
reklama
reklama