reklama

Pogorzelcy z Trąbek: Strażacy, nie wiedzieli, co robić

Opublikowano: 11 wrzesień 2013, 16:24 Kategoria Aktualności
strażtrąbkipożarpogorzelcysprawa dla reportera
Ten artykuł przeczytasz w 2 - 4 min.

5 września został wyemitowany odcinek ?Sprawy dla reportera? z udziałem rodzin, które w pożarze budynku wielorodzinnego w Trąbach (gm. Pilawa) straciły dorobek całego życia. Pomiędzy kwestiami dotyczącymi ich aktualnej sytuacji mieszkaniowej i spraw własnościowych, pojawił się także wątek nie do końca sprawnej akcji ratowniczej. Czy oskarżenia mieszkańców wobec straży pożarnej są słuszne?

24 marca 2013 roku. Godzina 2.27. Dyżurny operacyjny Państwowej Straży Pożarnej w Garwolinie odebrał zgłoszenie telefoniczne o pożarze budynku wielorodzinnego znajdującego się w miejscowości Trąbki na ulicy Osadniczej 49. Po 10 minutach na miejscu pojawił się pierwszy zastęp ratowniczo-gaśniczy. Działania prowadzone przez 4 zastępy Państwowej Straży Pożarnej z Garwolina oraz 6 zastępów Ochotniczych Straży Pożarnych trwały do godziny 12.25 czyli 9 godzin i 58 minut. W akcji wzięło udział 44 strażaków, wykorzystując 40 metrów sześciennych wody. Podczas pożaru śmierć poniosła jedna osoba, dwie zostały ranne. Straty poniesione podczas pożaru oszacowano na kwotę 500 tys. zł. Uratowano mienie także na około 0,5 mln zł.

Później budynek płonął jeszcze sześć razy: 11 maja, 14 czerwca, 30 czerwca, 14 lipca, 15 sierpnia oraz 25 sierpnia.

reklama


"Podnośnik im się zaciął", "Zabrakło wody"

Ci, którzy w pożarze w marcu stracili wszystko, co mieli, w programie ?Sprawa dla reportera? surowo ocenili działania straży podczas pierwszego pożaru. ?Strażacy latali na górę, nie wiedzieli, co zrobić?. ?Najpierw pompa im się zacięła, więc nie gasili. Później jak przyjechała straż z Garwolina z podnośnikiem, to im się zaciął?. ?Prawie godzinę nie mogli podnieść podnośnika, bo mieli awarię?. ?Jak się zapaliło drugi raz, to się okazało, że w samochodach wody nie mają. Bo przez ten czas jak się nie paliło nikt nie pomyślał, żeby pojechać dotankować wodą samochody. Strażaków tu było multum, ale nie mieli żadnej koordynacji. Krzyczałem, że na górze jest człowiek. To dopiero po 15 minutach dwóch strażaków się ubrało i weszli na górę. Zeszli z góry i określili, że tam nikogo nie ma, że jest tylko kupa dymu. A tam było człowiek? ? takie oskarżenia padały z ust pogorzelców.

- Jako pierwszy na miejsce pożaru dotarł zastęp Państwowej Straży Pożarnej z Garwolina, z informacji uzyskanych od mieszkańców wynikało, że w objętym pożarem mieszkaniu może znajdować się lokator. Dowódca niezwłocznie wprowadził do palącego się mieszkania 3 ratowników zabezpieczonych w aparaty ochrony dróg oddechowych z prądem gaśniczym zasilanym z szybkiego natarcia, pożar był już mocno zaawansowany i miał charakter pożaru wewnętrznego. Pierwsza wymiana korespondencji radiowej pomiędzy dowódcą akcji a strażakami wprowadzonymi do mieszkania odbyła się już o godzinie 2.39 ? wyjaśnia bryg. Janusz Majek, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej.

Bardzo trudne warunki

- Strażacy prowadzili działania gaśnicze jednocześnie przeszukiwali mieszkanie w warunkach wysokiej temperatury oraz zerowej widoczności spowodowanej silnym zadymieniem. Poważnym utrudnieniem było to, że w mieszkaniu tym w wyniku oddziaływania pożaru częściowo zawalił się strop. Akcja poszukiwawcza w mieszkaniu prowadzona była nieprzerwanie przez strażaków Państwowej Straży Pożarnej, potwierdza to zarejestrowana na rejestratorze, wielokrotna i systematyczna w odstępach kilkuminutowych, wymiana korespondencji radiowej pomiędzy dowódcą akcji a ratownikami. Spalone zwłoki zostały znalezione dopiero podczas dogaszania mieszkania, dowódca akcji potwierdził to o godzinie 3.58 ? dodaje rzecznik.

Straż odpiera także zarzuty dotyczące awarii podnośnika i przede wszystkim braku wody. - Gdy ogień zaczął obejmować konstrukcje dachu, dowódca akcji zadysponował na miejsce zdarzenia podnośnik hydrauliczny. Zgodnie z nagraniem rejestratora dyspozycja ta miała miejsce o godzinie 3.01. Podnośnik dotarł na miejsce akcji o godzinie 3.12 i został wprowadzony do działania. Nie było żadnych problemów z funkcjonowaniem podnośnika przy tej akcji. Jednym ograniczeniem był brak możliwości dojazdu i rozstawienia podnośnika w dogodnym dla operatora miejscu ? tłumaczy bryg. Janusz Majek.

Czyli brak możliwości rozstawienia od strony podwórka oraz ograniczenie wynikające z przebiegającej linii energetycznej od strony ulicy. Jedna awaria rzeczywiście miała miejsce. - Działania gaśnicze z podnośnika realizowane były przy pomocy zasilania w wodę z samochodu OSP Pilawa. Jednak przy pierwszej próbie podania wody wystąpiła awaria pompy, prawdopodobnie spowodowana niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi (temperatura poniżej -20 st. C), dlatego użyto drugiego samochód z OSP Pilawa, który po około 5 minutach skutecznie zasilił podnośnik. W tym miejscu należy dodać, że od wewnątrz budynku w tym czasie podawane były prądy gaśnicze, nie było problemów z zaopatrzeniem w wodę ? podkreśla rzecznik.

jd


Dodaj komentarz

Dodaj komentarz
reklama
reklama

TOP

reklama